Welcome to ginger YouTube!If you like hair, fashion, antiques, crystals, and cats, you’re in the right place ️🌞 Margaret Mitchell „Przeminęło z wiatrem” Nic na świecie nie może nas zwyciężyć, ale potrafimy pokonać się sami, zbyt mocno tęskniąc za czymś, czego nigdy już nie będziemy mieć. I pamiętając zbyt dużo. Są w życiu takie książki, których tytuły są znane, ba! często nawet zaliczane do klasyki, ale jakoś tak ciągle nie jest nam z nimi po drodze. Obawiamy się ilości stron, archaicznego języka (bo trudno oczekiwać po książce wydanej w 1936 roku, slangu młodzieży z XXI wieku ), nużącego tła historycznego, przereklamowanego romansu, który na pewno będzie ociekał taką ilością przesłodzonego lukru, aż skutecznie rozgrzeje serca romantycznych duszyczek. Czytając opinię, patrząc na wysokie noty, myślałam sobie dokładnie tak samo o „Przeminęło z wiatrem” i zadawałam sobie pytanie: „co też w sobie może mieć ta książka, że tak o niej trąbią? Za co ona łapie po dziesięć gwiazdek? Dlaczego postać Scarlett O’Hary jest tak znana w literaturze, skoro tylko romansowała?”. Kiedy skończyłam czytać tę obszerną lekturę, jedno co cisnęło mi się na usta, choć może nie jest to grzeczne określenie, brzmiało: „cholera! Jakie to było pieruńsko dobre!” Epoka przemian. Wojna, która przestawia wszystko do góry nogami, znosząc niewolnictwo i ucierając nosa możnym plantatorom. Rzućmy okiem na postacie: Scarlett – rozpuszczona, pozująca na damę egoistka, która wcale nie była piękna, a mimo to umiała zgromadzić wokół siebie tłum adoratorów, lecących na jej słodkie kłamstewka i szmaragdowe oczęta. Materialistka, bezsensownie zakochana w Ashleyu, chyba tylko dlatego, że śmiał wybrać za żonę inną kobietę. Szła po trupach do celu, dosłownie. Ceniona za swoją siłę i determinację, jednak tak ślepa, że niejednokrotnie miałam ochotę chlasnąć ją w ucho! Paliła mosty tam, gdzie powinna łatać ich dziury, zaślepiona chciwością nie dostrzegała, że za pieniądze nie można kupić prawdziwej przyjaźni i oddania, a przede wszystkim docenić tak wielkiego uczucia… Przepełniona odwagą leżała w srebrzystej poświacie i marzyła o tym, o czym zwykle marzą szesnastolatki, tak rozpieszczone przez życie, że porażka zdaje im się niepodobieństwem, a piękna suknia i ładna cera bronią, którą można pokonać przeznaczenie. Rhett – och, Butler! Uwielbiam go! Niech się schowają pseudozabawni bohaterowie z ciętym językiem! Ten wąsacz bije ich na głowę swoją ironią, śmiechem i kpiną, a chyba przede wszystkim potęgą miłości. Wymagał szczerości i był rewelacyjnym bodźcem do przemiany Scarlett, choć ta przebrzydła istota ciągle miała fiu bździu w głowie, myśląc, że pełna miska i usidlenie Ashleya będą szczytem jej szczęścia. Rozmowy, które prowadził z O’Harą były majstersztykiem, przy okazji obnażającym jak niedojrzałą istotą jest siedemnaście lat młodsza Scarlett i w jak różnych etapach życia się znajdują. Rhett czytał w niej jak w otwartej księdze i była dla niego przezroczysta, niczym szkło (choć zawsze myślała, że stanowiła dla mężczyzn tajemnicę). Nigdy nie przegapiaj okazji do zdobycia doświadczenia, Scarlett. One wzbogacają umysł. Melania – ikona bezinteresownej miłości i radości z życia, nawet gdy z powały coś ci na łeb kapie. Przez długi czas traktowałam ją jako naiwną, głupiutką istotkę, nie dostrzegając, jaki skarb ma Scarlett u swojego boku. Myślę, że jej postać pokazuje, jak często doceniamy ludzi dopiero, kiedy zabraknie ich wśród nas. Ashley – odbierałam go jako rozciamcianego faceta, który stracił jaja wraz z upadkiem pielęgnowanych od dziecka ideałów i świata, w którym dorastał. Nie umiał się dostosować, przejrzeć na oczy i definitywnie postawić na swoim (no dobrze raz mu się udało, gdy porwał się żeby pomścić Scarlett – ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, podobnie jedna akcja nie uczyni z Ashleya mężczyzny (bo honorowym dżentelmenem się urodził)!). Najwygodniej było mu, kiedy opiekowano się nim. Niby mu to doskwierało, ale nic z tym nie zrobił. Wrrr. To główni bohaterowie, chociaż myślę, że Mammy (murzyńska piastunka) też odgrywała znaczącą rolę. I Pork. I Archie. I sąsiedzi, zwłaszcza babcia Fontaine. Gdyby tak do Scarlett docierały jej słowa… Bóg przeznaczył kobietę do tego, by była nieśmiałym, wystraszonym stworzeniem i jest coś nienaturalnego w kobiecie, która się nie boi… Zawsze staraj się ocalić coś, czego mogłabyś się lękać, Scarlett… podobnie jak coś, co mogłabyś kochać… Szalenie podoba mi się opinia Igi, jednej z użytkowniczek portalu „Czytanie „Przeminęło z wiatrem” jest dołujące, bo doprowadza do kilku smutnych wniosków. Nie ma już takich mężczyzn. Nie ma już takiej miłości. I co najgorsze – nie ma już nawet takich książek.” I właściwie wszystko zostało już zawarte w tych czterech zdaniach. Iga trafiła w sedno. Mitchel stworzyła dzieło niezwykłe (nie dziwię się, że otrzymała nagrodę Pulitzera, a książka stała się legendą), które bazując na wątku miłosnym pokazuje przemiany polityczne, obyczajowe, a przede wszystkim wewnętrzne, które dotykają nie tylko Scarlett. „Przeminęło z wiatrem” jest wielkim kubłem zimnej wody dla wszystkich, którzy goniąc za marzeniami i chęcią posiadania, nie potrafią dostrzec miłości, która niezauważona i podeptana, może odejść na zawsze. Home Games & Quizzes History & Society Science & Tech Biographies Animals & Nature Geography & Travel Arts & Culture Money Videos. Scarlett O’Hara, fictional character, the heroine of Gone with the Wind (1936), Margaret Mitchell’s romantic novel about the American Civil.
Gdyby żyła w dzisiejszych czasach, to być może na jej Facebooku widniał by status: „To skomplikowane”. Była piękna. Miała oczy w odcieniu szmaragdu. Dostawała non-stop w kość: samotność, odrzucenie, nieszczęśliwa miłość, śmierć bliskich, dar do romansowania z kłopotami. Kiedy bezpowrotnie zatrzasnęły się drzwi (za jej ukochanym Rhettem Butlerem), wtedy Scarlett O’Hara wypowiedziała genialne zdanie: „Nie mogę teraz o tym myśleć, bo oszaleję. Pomyślę o tym jutro. W oryginale: „I can’t think about that right now. If I do, I’ll go crazy. I’ll think about that tomorrow”. Ileż w tych słowach jest otuchy! Być może nasz ulubiony wewnętrzny standuper, nasz najwierniejszy Pan Krytyk powie nam: „Ej stary, nie mów tak, to przecież ucieczka od problemów! Znów odwlekasz, bo tak serio to jesteś tchórzem i JAK ZWYKLE nie masz motywacji, by zmierzyć się ze swym problemem. JAK ZWYKLE używasz triku O’Hary, bo NIE POTRAFISZ wziąć byka za rogi”. A gdyby naszego Krytyka radośnie pozdrowić – gestem słynnej Posłanki? Podrapać się po oku i wyjąć z niego paprochy samo-krytyki? Może też wsłuchać się w siebie i zacząć być serio dobrym dla siebie? Może warto jednak: „pomyśleć o tym jutro”? Może to roztropność i dojrzałość? Oczywiście da się też użyć słów (naszej Ślicznotki) z intencją (która nas krzywdzi): „a rozejdzie się jakoś po kościach i nie będę musiał z tym się mierzyć”. Co wtedy robię? Uciekam. Odcinam się od emocji. Nie chce tego, ani dziś, ani nigdy. Używam odwlekacza „jutro”, bo mam myślenie magiczno-życzeniowe i „JUTRO” to mój hokus-pokus, by problem znikł na zawsze. Taka strategia (na dłuższą metę) daje tyle doraźnej plecebo-skuteczności, ile bezpieczeństwa (zdrowej osobie) daje maseczka na słynnego wirusa. Maskuje na chwilę problem! Bardzo chcemy wierzyć, że to działa! A może warto – „pomyśleć o tym jutro”? Ochłonąć. Nabrać dystansu. Zyskać w duszy więcej przestrzeni. Na świeżo spojrzeć na swe zasoby i kłopoty. Jak echo wracają słowa z nad jeziora Genezaret (z góry Błogosławieństw): „Nie martwcie się o jutro, bo dzień jutrzejszy zatroszczy się o siebie. Każdy dzień ma dosyć swoich kłopotów” (Mt 6,34). Dajmy sobie i czasowi czas. Niektórzy dodają: ale do czasu? To znaczy najlepiej: DO JUTRA? A co zrobić RANO? Wersja krótsza (dla tych, którzy są już zmęczeni tekstem… no i trzeba wrócić do „zapętlonej playlisty Koronawirus COVID-19”): więc RANO trzeba przede wszystkim „ODPIEPRZYĆ SIĘ OD SIEBIE”. To wersja krótsza – wg. profesora Wiktora Osiatyńskiego. Wersja dłuższa (dla tych, którzy wyłączyli TV i mają jeszcze chwilkę): „Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. Bez egoizmu, ale bardzo starannie, dbać o siebie i o swoje własne uczucia. Poświęcać się temu, co sprawia przyjemność. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę. To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej, niż można osiągnąć” (prof. W. Osiatyński)
Definitions of Scarlett O'Hara, synonyms, antonyms, derivatives of Scarlett O'Hara, analogical dictionary of Scarlett O'Hara (English)
Prokrastynacja to tendencja do nieustannego przekładania na później ważnych zadań. Każdemu z nas zdarza się nosić z zamiarem zrobienia czegoś ważnego i powtarzać sobie, niczym Scarlett O’Hara: „pomyślę o tym jutro”.Reklama Jednak niektórzy z nas robią to częściej, niemal bezustannie. Jeśli myślimy, że nic nam się nie udaje, niczego nie osiągnęliśmy, to zastanówmy się czy problem prokrastynacji nie dotyczy właśnie nas. Zjawisko ciągłego przekładania i zwlekania szerzy się zwłaszcza wśród studentów. Nie sprawdza się systematyczności w przyswajaniu wiedzy, do egzaminów podchodzi się zwykle po zakończeniu cyklu zajęć. Taki system sprzyja myśleniu: „Zacznę to robić jutro”. Ale jutro przychodzi i znów pojawia się pokusa, by zabrać się za działanie jutro. Jednak prokrastynacja nie dotyczy tylko nauki studentów. Odkładamy na później ważne decyzje życiowe – ślub, zmiana pracy, zmiana partnera, zrobienie dużego projektu, podjęcie studiów, zrzucenie wagi. A im dłużej sobie na to pozwalamy, tym wzmaga się nasz lęk przed zrobieniem tego. Ale dlaczego zwlekamy z robieniem czegoś co jest ważne, zamiast działać? Początkowo powoduje to poprawę naszego nastroju. Usprawiedliwiamy się przed sobą, bo przecież trzeba umyć okna, przesadzić krzewy w ogródku lub wytrzepać dywany- jest mnóstwo rzeczy, które wymagają by się nimi zająć natychmiast (w psychologii społecznej nazywamy to samoutrudnianiem). Albo szybko włączamy wciągający film, by nie dostrzec dopadających nas wyrzutów sumienia. Jednak każdy dzień odwlekania powoduje spadek nastroju, wzrasta też lęk, bo zdajemy sobie sprawę, że mamy niewiele czasu i trudno nam się będzie wyrobić do uzgodnionego terminu. Taka perspektywa też powoduje, że odwlekamy. Ostatecznie siadamy do pracy na ostatnią chwilę i nie jesteśmy zadowoleni z efektów. Myślimy wtedy, że nic nam się nie udaje, nic nie osiągamy, mamy niskie poczucie własnej wartości i nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że to nasze ociąganie się jest przyczyną braku sukcesów. A brak sukcesów wzmaga lęk przed wyzwaniami- koło się zamyka. U źródła prokrastynacji leży właśnie lęk. To on powoduje, że zwlekamy z obawy przed niepowodzeniem. W głowie pojawia nam się mnóstwo katastroficznych myśli: Nie uda mi się, wygłupię się, wyśmieją mnie, inni pewnie zrobią to lepiej niż ja. Nie jest to przyjemne doznanie, dlatego pojawia się pokusa, by przełożyć zadania budzące lęk. Osoby z niską samooceną mają większą skłonność do prokrastynacji. Psycholog społeczny Andrzej Szmajke opisał w swojej książce Maski, jak studenci z niską samooceną unikają nauki przed egzaminem, po to by uchronić się przed negatywnym myśleniem o sobie. Taka strategia powoduje, że zawsze są wygrani, bo gdy nie pójdzie im pomyślnie egzamin- mogą powiedzieć sobie: To dlatego, że się nie uczyłem, nie ma to nic wspólnego z moją inteligencją, a gdy uda się sprawdzian zaliczyć- powiedzą: Nie uczyłem się, a zdałem, nie jest ze mną źle. Jeśli myślimy, że prokrastynacja nas dotyczy, to warto zrobić dwie ważne rzeczy: 1. Gdy znów powiemy sobie: Zrobię to jutro, niech zapali nam się czerwona lampka w głowie. Usiądźmy na chwilkę i zastanówmy się jakie myśli towarzyszą działaniu, które chcemy odwlec. Bardzo często w obliczu lęku mamy skłonność do katastrofizacji, czyli przewidywania najgorszego scenariusza, np. Na pewno to zawalę. Gdy pozwolimy sobie na spokojną analizę, okażę się, że to czego się obawiamy nie jest takie straszne. Warto porozmawiać o tym z kimś bliskim. Samo zmierzenie się z lękiem, wsłuchanie się w obawy powoduje spadek napięcia. 2. Najczęściej mamy do czynienia z prokrastynacją w obliczu działań trudnych, dużych, których efekty są odległe w czasie. Zwykle widzimy ogrom pracy jaki nas czeka i zniechęcamy się, a wystarczy prosta technika behawioralna! Kiedy ciężko nam się zabrać do pracy, ustalmy sami ze sobą, że DZIŚ poświęcimy na odwlekane działanie 10-15 minut. Najtrudniej jest zacząć, ale zrobiony mały kawałek, motywuje nas do kolejnych kroków. Koncentrujmy się na tym, co zaplanowaliśmy na dziś, a nie na tym, co nas jeszcze czeka. Często zdarza się, że gdy już minie te 10- 15 minut, jesteśmy tak zaangażowani, że uświadamiamy sobie, iż działaliśmy znacznie dłużej niż zaplanowaliśmy. A jeśli skończymy, tak jak początkowo zakładaliśmy, to już duży krok na przód. Potem stopniowo wydłużajmy czas. Nie myślmy o długiej drodze, jaka jest przed nami, ale o kroczku, jaki zaplanowaliśmy na dziś. Każdy kolejny krok to mały sukces, który zbliża nas do określonego celu. O autorce Anna Stembalska, psycholog, psychoterapeuta poznawczo – behawioralny w trakcie certyfikacji. Ukończyła studia podyplomowe z zakresu diagnozy psychologicznej oraz Przygotowanie Pedagogiczne. Aktualnie przyjmuje pacjentów w prywatnej Poradni Psychologicznej. Zajmuje się diagnozą psychologiczną oraz terapią w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Od 2013r. związana z Domem Samotnych Matek z Dziećmi oraz placówką oświatową. Doświadczenie zawodowe zdobywała również w Warsztacie Terapii Zajęciowej oraz przedszkolnych oddziałach integracyjnych.
Jesteś Scarlett O’Hara. Pomyślisz o tym jutro (…). [s.9] Takim mottem kieruje się główna bohaterka książki, Marta. Kobieta pracuje

Po powrocie z urlopu, na który udałem się w dniu, kiedy to Donald Trump został ogłoszony zwycięzcą wyborów prezydenckich w USA uznałem, że należy napisać tekst o konsekwencjach tego wyboru. „Ogłoszony”, a nie „wygrał”, bo w głosowaniu powszechnym wygrała Hillary Clinton – miała około jeden milion głosów więcej. Taka to specyfika tego dziwnego systemu wyborczego. Zdecydowanie nie spodziewałem się tego, co stało się na rynkach po wygranej Donalda Trumpa („prezydenta Trumpa” będę pisał po 20. stycznia 2017, czyli po zaprzysiężeniu – na razie klawiatura mi się zacina, kiedy próbuje to pisać ;-). Nie wykluczałem wygranej Trumpa (można sprawdzić to w moich tekstach), bo przewaga sondażowa Clinton była zdecydowanie zbyt mała, a doświadczenia z referendum w sprawie Brexitu pokazywało, że „sondażowniom” nie można już wierzyć. Wygrana tego kandydata mnie nie zaskoczyła, ale nie można tego powiedzieć o reakcjach rynków. Owszem, pisałem w swoich tekstach, że negatywna reakcja po sukcesie Trumpa będzie krótkotrwała, ale myślałem o reakcji 2-3 dniowej, a nie o połowie dnia spadków kursów akcji i wzrostu ceny złota, a potem o pewnego rodzaju euforii - zdecydowanie bardziej widocznej w USA, niż w Europie, gdzie jej w praktycznie nie było. Nie mówiąc już o emerging markets, które zareagowały bardzo negatywnie (o tym niżej). Wytłumaczyć takie zachowanie rynków oczywiście potrafię – tak jak w kawale o dwóch analitykach („rozumieć” vs. „wytłumaczyć”) – ale uważam, że nie ma sensu się w to bawić, bo byłoby to tylko dopasowywanie do faktów możliwych przesłanek. Spróbuję jedynie wariantowo spojrzeć na sytuację pokazując argumenty „za” i „przeciw”. Świadomie pomijam geopolitykę, bo o tym na razie rynek nie myśli. Pomyśli, jeśli Rosja zrobi coś, co zaostrzy sytuację lub Donalda Trump powie coś, co tę sytuację niekorzystnie zmieni. Na początku baza. Trump wygrał, a Republikanie rządzą w Izbie Reprezentantów i Senacie. Plus dla rynków, bo władza jest w jednym ręku. Minus, bo tak naprawdę nie wiadomo, co Trump zrobi, a rynki nie lubią niepewności (przynajmniej nie powinny jej lubić). Plusem dla rynków była (i jeszcze jest) nadzieja na amerykański system checks nad balances, który nie powoli Trumpowi na zrealizowania wielu z jego zapowiedzi. Minusem dla rynków powinno być to, że wygrana Republikanów i zapowiadane wydatki rządu USA mogą doprowadzić do efektu domina w Europie, a w 2017 roku czekają nas wybory we Francja, Holandii i w Niemczech. Trump obiecuje drastyczne obniżenie podatków, zmniejszenie regulacji sektora bankowego, nie będzie też ograniczenia cen leków, które zapowiadała Clinton, zapewne zniknie Obamacare (chociaż może nie w całości). Plus dla rynków (szczególnie cieszy się sektor bankowy i farmaceutyczny), minus dla Amerykanów, bo zwiększą się nierówności, co od dawna jest dużym problemem i w końcu powinno doprowadzić do wybuchu społecznego. Obniżka podatków ma przyśpieszyć wzrost gospodarczy w USA, czyli potwierdzić działanie krzywej Laffera. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że po prostu gwałtownie spadną wpływy budżetu, a mniejsze regulacje sektora bankowego doprowadzą w dłuższym terminie do olbrzymiego kryzysu (podkreślam: jeśli zostaną naprawdę wprowadzone). W końcu przecież kryzys 2007-2009 wynikał w dużej mierze właśnie z anulowania ustawy Glass-Steagalla z 1933 roku (anulowana w 1999 roku). Trump chce otoczyć USA murem protekcjonizmu (taryfy, cła itp. utrudnienia w handlu) – minus dla rynków w dłuższym terminie, być może w krótkim plus dla USA, a właściwie dla niektórych firm. I tutaj musimy spojrzeć przede wszystkim na Chiny. Indeksy tam rosną, bo jest ciche zezwolenie na osłabienie juana (skoro dolar do innych walut zyskuje), ale co z rezerwami chińskimi (w październiku spadły mocniej niż oczekiwano, a osłabienie juana będzie powodowało dodatkową ucieczkę z juana)? Poza tym, jeśli protekcjonizm zapanuje w USA to stworzy warunki do krachu w Chinach – USA jest potężnym odbiorcą produkcji chińskiej. Nic dziwnego, że media chińskie grożą USA wojną handlową. Ona zresztą już trwa – wystarczy spojrzeć na szybko tracącego juana (najsłabszy od 2008 roku). A wojna handlowa USA – Chiny to gwarantowana recesja lub w najlepszym razie stagnacja na całym świecie. Trump chce renowacji infrastruktury USA, co jest konieczne, bo USA są naprawdę w ruinie, jeśli chodzi o nieodnawianą latami infrastrukturę. Może to brzmieć dziwnie, ale tak właśnie jest. Trump chce wydać w ciągu lat na ten cel 500 mld USD (widziałem też liczbę mld). 500 mld dolarów to 100 mld rocznie, czyli około 0,6% PKB w USA, więc niby niedużo, ale Stany wydają 2% PKB na infrastrukturę, więc wydatki wzrosłyby o 1/3. To nieco podniesie PKB i pomoże sektorowi przemysłowemu, ale skąd pieniądze? Trzeba pożyczać i nie wiadomo ile za to się będzie płacić. Popatrzmy na poszczególne rynki. Obligacje. Jeśli rosną wydatki rządu to większa podaż obligacji i wzrost inflacja - stąd wzrosty rentowności. Wzrost na całym świecie. Obligacje do tego się już szykowały – wybory dały potężny impuls. Wzrosty był przesadzone, co zachęca do korekty, ale jak tylko pojawi się inflacja to będzie kontynuacja zwyżki rentowności. Dolar. Jedna ekipa (republikańska, ale bardzo podzielona…) , to mocniejszy dolar. Poza tym Fed będzie (jednak) podwyższał stopy procentowe z powodu obawy o inflację. Przed wyborami wydawało się, że z powodu niepewności na rynkach finansowych Fed wstrzyma podwyżkę i będzie czekał na rozwój sytuacji, ale rynki nie dały szansy na takie zachowanie. Jednak z czasem, kiedy rynek zobaczy, że potrzeby pożyczkowe USA mocno rosną, dolar powinien zacząć słabnąć. Poza tym mocny dolar będzie szkodzić eksportowi USA i obniżać PKB (nieznacznie). Waluty emerging markets i rynek długu. Przecena obligacji w oczekiwaniu na inflację doprowadziła do ucieczki z obligacji emerging markets, a to przeceniło waluty tych krajów – plus dla eksporterów, minus dla importerów, ale to podniesie inflację, a to da więcej pieniędzy w budżetach. Mocny dolar prowadzi do wzrostu kosztów obsługi długu państw i firm. Ostatnio BIS ostrzegł, że może powstać efekt domina. Akcje emerging markets (EM) podobnie jak obligacje i waluty. W Ameryce Łacińskiej obawy o to, co zrobić z 3 mln emigrantów, których Trump obiecał wyrzucić z USA. Wydaje się to jednak zadaniem niemożliwym do zrealizowania. Kto by Amerykanom wykonywał najprostsze i najtańsze usługi? Jednak zagrożenie istnieje, a to szkodzi EM. Droższe surowce pomogłyby emerging markets, ale ropa jest tania, a to im szkodzi. OPEC na razie bezzębny, a prognozy są słabe – dopóki mocny będzie dolar to ropa nie opuści trendu bocznego 43-51 USD. To się może zmienić, jeśli zmieni zdanie OPEC i nie-OPEC. Polska (indeksy, waluty, obligacje) traci przy okazji – to (jeszcze) nie działa geopolityka. Szkodzą też naszemu krajowi bardzo słabe dane makro (wzrost PKB w 3. kwartale tylko 2,5%). Złoto. Mocny dolar to tańsze złoto, ale niepewność polityczna i wyższa inflacja powinny powodować, że złoto będzie droższe. Na razie tego czynnika nie ma. Może pojawi się w grudniu po podwyżce stóp. Miedź. Tutaj bez wariantów – wydatki na infrastrukturę w USA (i być może w innych krajach) to droższa miedź, ale o ile droższa? Ruch wzrostowy był zdecydowanie przesadzony, a cena cofnęła się spod linii długoterminowego trendu spadkowego. Indeksy giełdowe. Doskonale zachowują się w USA, DJIA bije rekordy. Tam fundusze szykują się na bardzo dobre zakończenie roku i nie bardzo wiadomo, co miałoby obóz byków zatrzymać. Giełdy nie reagują nawet na dziwne towarzystwo, które kręci się wokół Donalda Trumpa i na oczekiwania odnośnie możliwej obsady gabinetu nowego prezydenta. Europa jest zdecydowanie bardziej wstrzemięźliwa i czeka na konkrety. Emerging markets, jak wyżej napisałem, są zdecydowanie w niełasce. Jeśli jednak ropa ruszy na północ (pewne oznaki od polowy tygodnia są), a inflacja się pojawi to większa beta powinna pomóc indeksom na tych rynkach. Jak widać z tych różnych wariantów można upichcić bardzo różne dania. Na razie inwestorzy w USA i w mniejszym stopniu w rozwiniętych krajach UE wybierają sobie z tych wariantów same rodzynki. Zachowują się jak Scarlett O’Hara w „Przeminęło z wiatrem” mówiąca o trudnym problemie: „Pomyślę o tym jutro”. Ok, „trwaj chwilo jesteś piękna” mogą powiedzieć inwestorzy amerykańscy, ale to „jutro” w końcu według mnie nadejdzie. Może nie za dzień, czy dwa, bo chęć dobrego zakończenia roku jest potężna, ale zakładam, że w przyszłym roku upojony sukcesem Trump może zacząć realizować swoje obietnice i jeśli tylko część z nich uda mu się zrealizować to wszyscy drogo za to zapłacimy. © ℗

Scarlett O’Hara. Scarlett O’Hara (koko nimi Katie Scarlett O’Hara Hamilton Kennedy Butler) on kuvitteellinen henkilö Margaret Mitchellin vuonna 1936 julkaistussa kirjassa Tuulen viemää. Hahmo tunnetaan myös romaanista tehdystä samannimisestä elokuvasta. Scarlett O’Hara on myös päähenkilönä Alexandra Ripleyn Tuulen viemälle
Niedawno odkryłam, że oprócz zamiłowania do "pomyślę o tym jutro" mam jeszcze jedną wspólną cechę z bohaterką "Przeminęło z wiatrem". Pamiętacie słynną kryzysową kreację Scarlett? Otóż wychodzi na to, że ja też lubię ubierać się w zasłony. Bluzo-tunikę UNI4M kupiłam w czerwcu podczas krakowskich Targów Dizajnu. Połączenie szarej, dresowej dzianiny z połyskującym, haftowanym przodem (trochę w klimacie wystroju chińskiej knajpki) wyjątkowo mi się spodobało, a że cena była całkiem przyjazna, bluza wróciła ze mną do domu. Dziś, wertując Facebooka marki, wyczytałam, że ich ubrania powstają z... zasłon! Już wcześniej byłam zadowolona z zakupu, ale po tej informacji bluza zdobyła dodatkowe punkty fajności. PS Na ostatnim zdjęciu sygnalizowałam fotografowi: "Kamera stop! Ludzie idą". Wyszło tak gwiazdorsko, że idealnie pasuje do filmowego tematu. bluza - UNI4M / krakowskie Targi Dizajnu (kwiaty to nie nadruk, tylko haft) naszyjnik - Madam Lili Designs / dżinsy - Lee torba - Nowińska / buty - Fly London / okulary - Moschino / TK Maxx
Pamiętasz, co mówiła Scarlett O'Hara? "Pomyślę o tym jutro" Dlatego po prostu odpocznij (jest piątek), a do rozmyślań wrócisz później. Ze świeżą głową i…
SCARLETT O'HARA Dress Gone With The Wind, Civil War Dress, Southern Belle Gown Ballgown/ Georgette overlay,satin sash,Lace & ribbon trim. (116) $246.40. $308.00 (20% off) FREE shipping. Scarlett's famous "curtain dress" is one of the few survivors. As the movie goes, Scarlett desperately rips down her curtains to turn them into a dress to impress Rhett Butler. The dress did its Pomyślę o tym jutro, czyli syndrom Scarlett O’Hary - Śliczna Scarlett O’Hara, bohaterka znanej wszystkim książki „Przeminęło z wiatrem”, zwykła mawiać w obliczu konieczności podjęcia decyzji, że „pomyśli o tym jutro”. .
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/205
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/635
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/749
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/816
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/951
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/701
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/687
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/664
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/137
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/567
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/819
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/323
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/424
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/838
  • 5jt0o43xpe.pages.dev/499
  • scarlett o hara pomyślę o tym jutro